Im gorzej, tym lepiej, czyli dobre złe warunki
- Samanta Stochla
- 3 cze
- 12 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 6 lip
Historia zdjęciami pisana w Krainie Krzysztofa Szlapy
Jego fotografie pojawiają się na wystawach i w artykułach prasowych. Do plenerów przygotowuje się bardzo dokładnie i lubi pracować w towarzystwie. Kocha Śląsk, promuje Podkarpacie, a swoimi zdjęciami chce wprowadzić spokój u odbiorcy. Z Krzysztofem Szlapą, autorem albumu Kraina, o pracy nad zdjęciami, o ludziach, którzy zniknęli, a przede wszystkim o fotografii rozmawiała Samanta Stochla.
Krzysztofie, na początek opowiedz mi coś o sobie. Pracujemy razem w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach, a jednak niewiele o Tobie wiem.
To zawsze najprostsze, a zarazem najtrudniejsze pytanie… Może dotknę tego, co najważniejsze – moją życiową pasją jest fotografia. Ta przygoda rozpoczęła się, gdy miałem 18–19 lat. Studiowałem na UŚ filologię polską i, idąc za ciosem, po ukończeniu studiów przez moment pracowałem w szkole jako nauczyciel języka polskiego. Cały czas jednak bliżej mi było do języka obrazu, byłem wolontariuszem w galerii fotograficznej, prowadziłem koło fotograficzne, warsztaty, spotkania, zrealizowałem pierwszą własną wystawę. Obecnie pracuję w Szkole Filmowej UŚ, więc blisko obrazu filmowego, obrazu ruchomego, ale to jest powiązane z moim sposobem widzenia. Wbrew pozorom środowisko filmowe jest bardzo inspirujące dla fotografa – narzędzia i metody pracy wzbogacają mój warsztat twórcy.
Powiedziałeś, że zacząłeś fotografować pod koniec szkoły średniej. Czy to był jakiś konkretny moment?
Pamiętam dzień, w którym zacząłem się interesować paradoksalnie nie tyle fotografią, co poezją i zastanawiać, która ścieżka artystyczna, twórcza może być odpowiednia dla mnie. Moi rodzice dość wcześnie zadbali o to, bym rozwijał swą kreatywność. Jako dziecko chodziłem na zajęcia plastyczne organizowane w katowickim Pałacu Młodzieży. Jednak dopiero kiedy zostałem wolontariuszem w Galerii Pustej w Górnośląskim Centrum Kultury (dziś zwane Miastem Ogrodów), stopniowo rozwinąłem umiejętności fotograficzne. To właśnie tam przez kilka lat byłem świadkiem przygotowywania wystaw fotograficznych, pomagałem w oprawie prac, kształtowaniu ekspozycji, obsłudze wernisaży, poznawałem także wielu różnych fotografów i ich inspirującą twórczość. Jednocześnie cały czas wykonywałem mnóstwo zdjęć. Moja artystyczna edukacja była bardzo naturalna, nie była zaplanowana ani skalkulowana.
Na Twoich fotografiach właściwie nie ma ludzi. A jeśli już się pojawiają, to są w jakiś sposób rozczłonkowani, fragmentaryczni.
To prawda. Większość moich prac jest bez udziału człowieka w kadrze. Swego czasu fotografowałem sporo architektury w przestrzeni miejskiej. Dla mnie zawsze było jasne, że stanowi ona wytwór człowieka, więc nie muszę go pokazywać w formie bezpośredniej (twarzy, postaci), wystarczają mi jego dzieła, czyli konsekwencje działalności ludzkiej. Istnieje jednak znaczna liczba prac przedstawiających człowieka w całej jego krasie, nie są one szerzej znane – to akty. Pokazuję je zazwyczaj w formie intymnych wystaw bądź prezentacji dla wąskiego grona dojrzałych i wrażliwych odbiorców. Wykonałem też szereg portretów najbliższych mi osób. W mojej fotografii jest też miejsce dla ogromnej liczby zdjęć natury, są także abstrakcje, nie zamykam się na jeden temat, lubię różnorodność i wielość zagadnień.
Większość Twoich prac, które można zobaczyć w internecie, to fotografie czarno-białe.
To złudzenie. Obecnie jestem w trakcie aktualizowania mojej strony internetowej. Właściwie ostatnie trzy lata to u mnie przejście do korzystania z potęgi fotografii barwnej. Moja najbliższa wystawa indywidualna, w galerii katowickiego ZPAF-u, zawiera przede wszystkim barwne fotografie.
Skąd taki przeskok?
Dla mnie to znów zjawisko w pełni naturalne. Zaczęło się od zestawu prac „Przemiany”, który był związany z obserwacją form, kolorów pojawiających się zwłaszcza na elewacjach różnych budynków oraz w naturze. Od tego momentu kolor zaczął powoli przenikać do mojej twórczości. Mam świadomość tego, że nowoczesna fotografia nie funkcjonuje bez koloru. Mnie również go brakowało. W fotografii barwa musi mieć uzasadnienie. W pewnym sensie jesteśmy skazani na barwy otoczenia, które fotografujemy. Czuję, że to mnie ogranicza. Łatwiej było korzystać z fotografii monochromatycznej i operując światłem, móc kontrolować formę obrazu. Od czasu powstania zestawu fotografii Kraina rozumiem kolor m.in. jako temperaturę barwową wynikającą z pory dnia i wszystko stało się dla mnie o wiele jaśniejsze. Obecnie stosuję kolor całkowicie kreacyjnie, bawiąc się oświetleniem, i jest to dla mnie bardzo ciekawa forma wyrazu.
No właśnie – Kraina. Oglądałam i czytałam Twój album. Jestem zachwycona fotografiami, jednak brakuje mi tam człowieka. Ten album jest fascynujący jeszcze pod innym względem. Mam wrażenie, że Twoje zdjęcia przenoszą w inny świat. Ta kraina jest tak magiczna, że aż dech zapiera.
To bardzo ciekawe wnioski. Po pierwsze, może warto zdradzić, dlaczego Kraina jest w zasadzie bezludna. Wizerunek człowieka pojawia się zaledwie na dwóch fotografiach – widnieje w medalionach nagrobnych. Jako żywa istota nie pojawia się w ogóle – to nie przypadek. Ważną inspiracją do powstania tego albumu jest trudna historia Podkarpacia. Dotyczy ona wysiedleń i różnych tragedii ludzkich, które na tych ziemiach się wydarzyły. Nieobecność człowieka w albumie jest znacząca – to symboliczne pokazanie, że w tym regionie żyły przecież całe społeczności, których już niestety nie ma. Był to także tygiel wielokulturowy. Ta ziemia ma w sobie krew. To unicestwione życie przykryła piękna przyroda. Dzisiaj postrzegamy te miejsca jako atrakcyjne turystycznie, odczuwamy w nich bliskość z naturą, ale będąc w niektórych okolicach, człowiek wyczuwa w pewnym sensie taką nieokreśloną tajemnicę, niepokój i pustkę. Ty od razu poczułaś, że chcesz ją wypełnić postacią człowieka. Ja składam im wszystkim, tym bezimiennym i niewidzialnym ludziom hołd.
Czemu akurat ten teren wybrałeś?
Staram się podejmować tematy, które naturalnie wynikają z tego, co jest mi bliskie, a tę przestrzeń odwiedzam już od ponad trzydziestu lat. Można powiedzieć, że bardzo długo się przygotowywałem, aby zmierzyć się z tym trudnym tematem. Tak jak powiedziałaś, to są krajobrazy jak nie z tego świata. Kiedy pojedziemy w Beskid Niski, nie od razu ujrzymy takie kadry na żywo. Jest to moja kraina, wykreowana przez wyobraźnię, inna niż w rzeczywistość. Mimo że to fotografie dokumentalne, nieprzekształcane, niemodyfikowane, nie ma tam fotomontażu. W jakimś sensie chciałem zmierzyć się z przestrzenią, którą odwiedzam od dzieciństwa regularnie. Jest tam dom moich dziadków, który cały czas jest pielęgnowany. Choć do tej pory fotografowałem głównie Śląsk – i to jest dla mnie bardzo ważne z punktu widzenia Ślązaka – to jakaś część mojego rodowodu po kądzieli związana jest z Podkarpaciem. Ta część mnie w pewnym sensie upomniała się o komentarz, a ja poczułem, że znalazłem klucz interpretacji tej przestrzeni i że to właśnie kolor pomoże mi właściwie ukazać tę krainę. Jak już wcześniej ustaliliśmy, musiałem jednak najpierw dojrzeć do posługiwania się fotografią barwną.
Nie wiedziałeś, jak to doświetlić, dobarwić?
To doświadczenie było dla mnie nowe, kolor tworzył się na moich oczach, to było bardzo spektakularne.
Eksperymentalne można powiedzieć.
Chodziło o to, żeby troszeczkę zbliżyć się poprzez barwę do przestrzeni. Zacząć od przedstawień krajobrazowych. W tym celu musiałem opanować umiejętności fotografa przyrody, by przedstawić jej walory – czyli kosztowało mnie to bardzo dużo cierpliwości i dobrego przygotowania, spędziłem też wiele godzin w plenerze w różnych warunkach atmosferycznych. To są pewne wyzwania doraźne, gdzie celem jest uzyskanie określonych kadrów i naturalnej barwy, a potem pozostaje jeszcze kolejne postprodukcja koloru, która przy współczesnej cyfrowej technice daje ogrom możliwości.
Czyli to, co robiłeś w postprodukcji, to była troszeczkę praca nad balansem kolorów?
No nie „troszeczkę”. Tutaj chętnie wtrącę, że to właśnie środowisko filmowe jest dla mnie pod tym względem bardzo inspirujące. Podczas pracy nad filmem najpierw nagrywa się materiał, a później poddaje się go korekcji barwnej, czyli materiał zostaje niejako „od nowa pokolorowany”. Chodzi o to, żeby w terenie zebrać jak najwięcej szczegółów, form, kształtów. Zbiera się ogrom danych, a później podczas opracowania na komputerze trzeba je wydobyć, podkreślić, zintensyfikować – już niekoniecznie zgodnie z tym, co zastaliśmy w naturze, ale z własną wizją. Zaczyna się tu świadoma kreacja, która również w czasie może się zmieniać. Wizja określonej barwy w danej przestrzeni od początku była dla mnie bardzo ważna. Przy wykorzystaniu koloru inspirowałem się malarstwem abstrakcyjnym. Pozaabstrakcyjnie zainspirował mnie także Julian Fałat i jego użycie plam barwnych.
Powiedz mi proszę, w jaki sposób planujesz zdjęcia. Jak wygląda Twój plener i jak się do niego przygotowujesz?
Przygotowanie jest bardzo ważne, bo od niego może zależeć powodzenie lub niepowodzenie zdjęć. Zaczynam od stworzenia ogólnego planu plenerów – mój pierwotny harmonogram rozpisany był na rok. Chciałem, aby w albumie pojawiły się zdjęcia z każdego miesiąca. Próbowałem uchwycić różnorodność przemian, cały proces tego, jak natura się rozwija i obumiera, kluczowe było też światło – inne w każdej porze roku, ale też, jak u impresjonistów, w poszczególnych porach dnia. Mieszkam 240 km od lokacji, którą fotografowałem, więc w zasadzie wszystkie moje działania wymagały wcześniejszego planowania. Zrealizowałem w sumie około 15 plenerów (3–4-dniowych) w ciągu trzech lat. Nie lubię pracować sam, więc we wszystkich plenerach zawsze ktoś mi towarzyszył, przy okazji często realizując swój własny materiał. Poniekąd odnalazłem się więc także w roli przewodnika po regionie. Przy okazji realizacji projektu chciałem, aby jak najwięcej bliskich mi osób poznało i doceniło urok Krainy. Wchodząc w szczegóły przygotowań, warto uwzględnić także odpowiedni ubiór, no i oczywiście solidny prowiant. Podczas pracy w trudnych warunkach atmosferycznych czasami trzeba po prostu wytrwać. Istotne jest dokładne oznaczenie mapy terenu. Miałem wyznaczone strefy, w których poruszałem się cyklicznie między miejscowościami. Często wielokrotnie odwiedzałem te same miejscowości, abyło ich ponad 40, chciałem zobaczyć je w bardzo różnych odsłonach. Podczas gdy w jednym czasie dana lokacja nie była zbyt atrakcyjna, to w innym okazała się już dużo ciekawsza. Była to też czasami kwestia przypadku, ale trzeba zwiększać to prawdopodobieństwo, żeby trafić na dogodne warunki. Duże nasłonecznienie wcale nie gwarantuje, że powstaną dobre zdjęcia. Wręcz przeciwnie, trzeba zwiększać prawdopodobieństwo trafienia na jakieś trudne warunki pogodowe takie jak mgła, burza, zamieć itd. Każdorazowo podczas pleneru udało mi się wykonać zaledwie kilka satysfakcjonujących zdjęć. To już dobry wynik w mojej ocenie, bo nie liczy ilość, ale jakość. Sumarycznie w albumie Kraina zawarłem sporo, bo aż 130 wyselekcjonowanych i dopracowanych fotografii.
W jaki sposób selekcjonujesz fotografie i na jakiej zasadzie dobierasz je do projektu?
Selekcja jest kluczowym elementem całego projektu, to znów trochę jak montaż filmowy, którym można: wszystko zmienić, poprawić lub zepsuć. Wstępną selekcję wykonuję na bieżąco, póki jeszcze są we mnie emocje i przeżycia z danego aktu fotografowania. Następnie mniej więcej po miesiącu poddaję zdjęcia kolejnej selekcji, czyli dokładnie wtedy, kiedy już tych emocji nie ma, kiedy w zasadzie nie do końca pamiętam już motywację wykonania niektórych zdjęć. Wtedy można ocenić je bardziej obiektywnie pod kątem estetyki i formy. Zależało mi, żeby ten album był bardzo dobrze skonstruowany pod względem kompozycyjnym, estetycznym, liczy się w nim nie tylko treść, ale i dopracowana forma.
Czy masz jakieś ulubione zdjęcia z Krainy?
W zasadzie album traktuję jako całość, jak jedno ukochane zdjęcie. Jeżeli miałbym wybrać z tego zestawu jakieś pojedyncze fotografie, to myślę, że byłoby to możliwe, ale trzeba by się nad tym dłużej zastanowić. Album skonstruowany jest tak, by mocne akcenty okalane były bardziej spokojnymi kadrami. Takie kadry wypełniają powietrzem i oddechem całość, są w nim bardzo potrzebne. To jest moja bardzo subiektywna ocena. Teraz przychodzi mi do głowy taki kadr, w którym są drzewa na tle mgły, konary akacji. Myślę, że dla widza każdy z tych wyborów byłby inny, tak samo dla mnie, więc nie chciałbym tutaj narzucać jakiś przewodnich fotografii, takich które są najważniejsze. Tak jak powiedziałem, traktuję ten zestaw jako integralną całość. Wierzę, iż dzięki tworzeniu albumów fotografie można oglądać tak, jak kiedyś słuchało się muzyki z koncept albumów, gdzie kolejność utworów oraz ich treść ma znaczenie i stanowią one jedność.
Teraz, jak tak mówisz o tych albumach, to przypomniałam sobie dwa. Jeden to „Voo Voo z kobietami” i drugi, który bardziej pasuje do Twego albumu, to słuchowisko muzyczne Mrowisko w wykonaniu zespołu Klan. Utwory na nich mają swoją narrację i określony porządek. Płyną.
Koncept albumy mnie bardzo inspirują, kiedyś często słuchałem płyt. Teraz również chętnie słucham muzyki, nie samym obrazem człowiek żyje... Zostało dzięki temu we mnie podejście, żeby traktować swoją pracę komplementarnie, żeby moje fotografie nie stanowiły takich wyimków i strzałów, tylko raczej tworzyły się z nich rozbudowane długie opowieści, w których pewne wątki się przeplatają, inne wracają lub rozwijają się.
Słyszałam, że kiedy pracujesz, to jesteś bardzo skupiony na tym, co robisz. Jest to dla Ciebie ważne i bardzo głęboko wchodzisz w temat, którym się zajmujesz.
Wierzę, że tylko wtedy to ma sens i dzięki takiej postawie można pogłębić myślenie, aby obraz, który stworzę stał się uniwersalny. To od zawsze wielka nadzieja twórców – wiara, że gdzieś ich wizja rezonuje z myślami i odczuciami odbiorców. Jeśli pozwolimy sobie na pewną dozę szczerości i pogłębionej refleksji, co wymaga czasu i okoliczności, widz to uszanuje. Będzie czuł, że jest to dopieszczone i przemyślane dzieło, doceni wartość takiego projektu.
Usłyszałam także, że Twoje zdjęcia są z jednej strony bardzo proste, a z drugiej niosą mocny przekaz dla tych, którzy potrafią czuć.
No tak, jeśli chodzi o tę prostotę, jest w „Krainie” bardzo dużo fotografii, które pokazane jako pojedyncze zdjęcia, nie część albumu, mogłyby tak mocno nie działać na odbiorcę. Doszedłem już do takiego poziomu syntezy, że niektóre fotografie przedstawiają dwie plamy koloru. Na przykład niebo, pokryte ciemnofioletowymi chmurami i gdzieś tam pośród nich mały przesmyk różowego światła – teraz przypomina mi się akurat to zdjęcie. Jest też zdjęcie krajobrazowe: daleki horyzont, perspektywa powietrzna, cały kadr jest praktycznie niebieski i w oddali delikatnie zarysowana jest linia wzgórz. Dążenie do minimalizmu, żeby jak najmniejszą liczbą środków opowiedzieć jak najwięcej to zawsze był mój cel. Bardzo szanuję to, że ktoś potrafi przy użyciu niewielu skromnych środków przekazać coś doniosłego. To na mnie robi duże wrażenie i dlatego fotografowanie przestrzeni w Beskidzie Niskim było bardzo przyjemnym doświadczeniem. Ten obszar nie jest aż tak oblegany, jak na przykład Tatry odwiedzane przez miliony turystów. Obecnie Beskid Niski jest coraz chętniej odwiedzany, jednak w tych przestrzeniach, w których się poruszałem, w czasie, kiedy tam byłem, zdarzało się często, że byłem tam tylko w obecności przyjaciół. Celem mojej działalności jest wprowadzanie spokoju do życia odbiorcy, bo współczesnemu człowiekowi przede wszystkim tego brakuje (to taka moja diagnoza). Album Kraina czy inne moje fotografie mają dawać ludziom szansę na wyciszenie się, uspokojenie, odnalezienie jednej chwili dla siebie. Nie jest to forma ucieczki od świata, lecz sposób na wytchnienie, zebranie myśli, osiągnięcie spokoju duszy.
Udało Ci się. W „Krainie” są bardzo uspakajające zdjęcia.
Nawet okładka zaprojektowana przez Ewę Kozerę zdradza dążenie do minimalizmu. Próżno na niej szukać tekstu, tytułu czy nazwiska autora. W zasadzie ten album jest z zewnątrz bardzo enigmatyczny. Grafika na okładce trochę przypomina zorzę. O to właśnie chodzi, żeby odkryć pewien poziom wrażliwości, wyciszyć się i mieć z tego przyjemność, ot tak, po prostu.
Powiedz: gdzie można oglądać Twoje prace?
Moim głównym sposobem kontaktu z widzem jest zawsze wystawa. Staram się organizować przynajmniej raz lub maksymalnie dwa razy w roku nową wystawę indywidualną. Ekspozycje trwają zwykle miesiąc, więc łatwo je przegapić. Można powiedzieć, że docierają do wąskiego, elitarnego grona przyjaciół, znajomych, osób, które śledzą moją twórczość od dawna. Nie unikam też współczesnych metod, takich jak publikacja w internecie. Mam swoją stronę internetową, gdzie zobaczyć można zdjęcia archiwalne. Odbiorcy mają też możliwość nabycia albumu Kraina. Moje zdjęcia pojawiają się również w artykułach prasowych, w publikacjach wystaw zbiorowych oraz w opracowaniach o tematyce fotograficznej. Niebawem w kwartalniku Fotografia pojawi się kolejny artykuł, co jest dla mnie wielkim wyróżnieniem.
Rzeczywiście, można znaleźć o Tobie dużo informacji w różnych miejscach.
Jest dużo informacji, tylko są one rozproszone na bardzo wiele instytucji i ośrodków, z którymi przez te lata współpracowałem. Jestem otwarty na różne doświadczenia. Jeżeli ktoś chce taką współpracę podjąć przy organizacji wystawy, warsztatów czy spotkania autorskiego, to ja praktycznie nigdy nie odmawiam. Lubię kontakt z publicznością. Bardzo to sobie cenię. Najczęściej na takich spotkaniach wywiązują się ciekawe rozmowy, które inspirują do tego, żeby coś jeszcze przemyśleć, pewne aspekty w swojej twórczości pogłębić.
Jaki prywatnie jest Krzysztof Szlapa?
Nie mam dwóch twarzy, choć jako zodiakalny bliźniak powinienem... Zawsze bardzo zależało mi na tym, aby mój wizerunek artysty był spójny z tym, jaki jestem prywatnie. Po prostu jestem szczery i zawsze staram się być sobą.
Sobą, czyli kim?
Trudno siebie samego zdefiniować. Nawet nie chciałbym podejmować takiej próby… Myślę, że jestem wesołą, towarzyską osobą, otwartą i lubiącą kontakt z ludźmi, moja pasja to organizowanie różnych wydarzeń i imprez. Mam pozytywne nastawienie do życia i uwielbiam czerpać z niego pełnymi garściami.
Jako artysta jesteś kojarzony ze Śląskiem. Tu się otwierasz na to Podkarpacie. Gdzie jest Twoje miejsce, Twoja kraina?
Moje serce jest na pewno na Śląsku, ale od początku działalności starałem się, żeby nie przylgnęła do mnie łatka śląskiego fotografa.
Przylgnęła trochę.
Tak się dzieje siłą rzeczy. Jednak w mojej działalności ciężko znaleźć fotografie przedstawiające hałdy, kopalnie czy huty. Od początku byłem zdeklarowany, żeby fotografować Śląsk i otoczenie od bardzo subiektywnej strony. Wychowałem się w Katowicach, a mój tata pracował w Hucie Królewskiej w Chorzowie. Śląsk jest mi bardzo bliski oczywiście, ale jakaś część mnie również jest na Podkarpaciu. Z drugiej strony, mówiąc tak bardziej szczerze, nie jestem przywiązany wyłącznie do jakiejś przestrzeni geograficznej. Raczej postrzegam siebie jako człowieka lubiącego podróżować do różnych miast polskich i zagranicznych. W zasadzie wszędzie, gdzie mam kontakt ze sztuką lub naturą, czuję się swobodnie i dobrze. Myślę, że takie zawężanie do jakiejś przestrzeni byłby dla każdego jednak dużym ograniczeniem. Po prostu staram się być osobą otwartą.
Krzysztofie, na koniec powiedz proszę, czego mogę Ci życzyć? Czy jest coś, o czym marzysz lub coś, co byś jeszcze chciał osiągnąć, zrobić?
Zawsze mówię, że ja raczej nie mam marzeń. Mam plany, czyli twardo stąpam po ziemi. Mój najbliższy cel to dopracowanie wystawy, którą będę prezentował niebawem w Katowicach. Będzie to zupełnie inna odsłona mojej twórczości związana tym razem z myśleniem abstrakcyjnym. Jednocześnie wystawa zahaczy o wątki związane z duchowością, przemijaniem, reinkarnacją… Chciałbym też wydać kolejny album. Prace nad nim już trwają, będzie on związany z architekturą metropolii górnośląskiej i zagłębiowskiej. To duży projekt, prawdziwe wyzwanie. Poza tym mam wielkie nadzieje i może faktycznie marzenia wejścia w świat filmowy. Czynię w tym kierunku starania, wciąż się czegoś nowego uczę. Nie chcę zdradzać zbyt wiele w tym temacie, ale muszę powiedzieć, że film jako dziedzina sztuki ogromnie na mnie jako twórcę oddziałuje. To, że tutaj akurat przeprowadzamy ten wywiad, rozmawiamy właśnie w najlepszym środowisku twórczym, czyli w Szkole Filmowej im. K. Kieślowskiego w Katowicach, ma na mnie bardzo duży wpływ.
W takim razie trzymam kciuki i czekam na Twój film.
Notka:
Krzysztof Szlapa urodził się w 1987 roku w Katowicach. Artysta fotografik. Autor wystaw indywidualnych i uczestnik wystaw zbiorowych, od 2014 roku był współkuratorem w fotograficznej Galerii Pustej CD w Jaworznie, w latach 2014–2019 kurator galerii Za Szybą w Katowicach, od 2013 roku członek Związku Polskich Artystów Fotografików Okręg Śląski, gdzie pełnił funkcję sekretarza zarządu. Laureat Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Młoda Polska (2023) oraz stypendysta Marszałka Województwa Śląskiego w dziedzinie kultury w roku 2017. Inicjator wielu wydarzeń kulturalnych upowszechniających fotografię artystyczną, takich jak: wernisaże wystaw, warsztaty oraz spotkania autorskie we współpracy z różnymi lokalnymi instytucjami. Mieszka w Katowicach, na co dzień pracuje w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego.
Album Kraina Krzysztofa Szlapy jest dostępny w Bibliotece Muzeum Śląskiego oraz w Filmotece Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach.